Pete Hegseth wkrótce zostanie rzekomo mianowany „Sekretarzem Wojny”, ponieważ Trump podobno przygotowuje się do zmiany nazwy Departamentu Obrony: doniesienia

Pete Hegseth wkrótce ma zostać rzekomo mianowany „Sekretarzem Wojny”, ponieważ Donald Trump przygotowuje się do przekształcenia nazwy Departamentu Obrony — doniesienia budzą kontrowersje. Według najnowszych informacji, prezydent ma wydać zarząd wykonawczy już 5 września 2025 roku, który pozwoli na symboliczne używanie nazwy „Departament Wojny” jako alternatywnego tytułu dla obecnego „Departamentu Obrony”. Rzekomy dokument, cytowany przez The New York Times, Politico i Fox News, umożliwiłby zmianę tytułowania – Pete Hegseth, pełniący funkcję sekretarza obrony, miałby być określany jako „Sekretarz Wojny” .

Pomysł ten ma podkreślać bardziej ofensywny charakter amerykańskiej siły zbrojnej — według BBC cytowanej przez doniesienia, określenie „Departament Wojny” miało by wzmacniać wizerunek gotowości i zdecydowania. Historycznie, Departament Wojny funkcjonował od 1789 roku aż do 1949, kiedy to został włączony do nowo utworzonego Departamentu Obrony .

Choć prezydent nie ma mocy prawnej, by zmienić nazwę samodzielnie — wymagałoby to uchwały Kongresu — zarząd wykonawczy mógłby zezwolić na użycie nowej nazwy w korespondencji i komunikacji publicznej, a jednocześnie zlecić Hegsethowi przygotowanie rekomendacji legislacyjnych i administracyjnych w celu uczynienia zmiany trwałą .

Pomysł odżywa w kontekście kolejnych działań prezydenta Trumpa mających przywrócić, jak sam twierdzi, „wojowniczy etos” armii amerykańskiej. Hegseth sam już wcześniej nazywał swoją salę konferencyjną w Pentagonie „W.A.R. Room”, co mogło świadczyć o jego wsparciu dla rebrandingu .

Krytycy wskazują, że choć zarząd wykonawczy może wprowadzić nową nazwę jako opcjonalny tytuł, to pełna zmiana wymagałaby ustawowej interwencji Kongresu — bez tego pozostaje jedynie symboliczne wykorzystanie nowej nomenklatury . Dodatkowo przeciwko przemianie występują głosy, które podkreślają koszty związane z wymianą oznakowania, pieczęci, dokumentów i innych materiałów — w niektórych szacunkach mówiono nawet o dziesiątkach milionów dolarów .

W wywiadzie udzielonym mediom, Trump argumentował, że określenie „Obrona” brzmi zbyt defensywnie. „Chcemy być defensywni, ale w razie potrzeby również ofensywni” — miał powiedzieć . Wskazywał też na okres największych zwycięstw militarystycznych Stanów Zjednoczonych, kiedy Departament nazywał się „Wojny” — zarówno podczas I, jak i II wojny światowej .

Decyzja ma być symbolicznym aktem — przypadającym na 200. dzień trwania drugiej kadencji Trumpa — mającym podkreślać nową, bardziej agresywną postawę amerykańskiej polityki militarnej. Z punktu widzenia retoryki to ruch świadomie prowokacyjny, wzmacniający jego „Make America Great Again” ethos .

Jednak pojawiają się uwagi, że ta symbolika stoi w sprzeczności z dotąd deklarowanym przez Trumpa dążeniem do pokoju „przez siłę”. Ponadto krytycy zauważają, że taka zmiana nie rozwiązuje realnych problemów, a jedynie odciąga uwagę od pilniejszych spraw militarnego wyposażenia czy modernizacji sił zbrojnych .

Pomimo medialnego rozgłosu, wiele zależy od reakcji Kongresu. Nawet mając zarząd wykonawczy, administracja Trumpa będzie musiała przekonać ustawodawców, by zatwierdzili nową nazwę. Biorąc pod uwagę historyczne znaczenie „Obrony” jako terminu obejmującego cały wachlarz działań militarno-obronnych, nie jest pewne, czy Kongres poprze symbolikę bardziej kojarzoną z bezpośrednią agresją .

W pozbawionym tytułów artykule reporterzy zwracają uwagę, że dotychczas nazwa „Department of Defense” kładła nacisk na ciągłą i wszechstronną ochronę kraju — a nie tylko działania zbrojne. Zastąpienie jej słowem „Wojny” może być niebezpieczne w wymowie, szczególnie w kontekście globalnych napięć oraz rywalizacji z mocarstwami takimi jak Chiny czy Rosja — które same zachowują tradycyjne „Ministerstwa Obrony” .

Z perspektywy polskiego odbiorcy decyzja Trumpa niesie nie tylko symboliczne implikacje. Polska, jako członek NATO, obserwuje takie ruchy w USA nie bez niepokoju — bo zmiana wizerunku amerykańskiej siły zbrojnej może sugerować większą skłonność do unilateralizmu i działań militarnych, co może komplikować współpracę sojuszniczą. Choć formalnie administracja PRROW (Polskie Radio, Rząd, Obecna Władza?) będzie utrzymywać dotychczasową nazwę — „Departament Obrony USA” — sama zmiana tytułu może mieć psychologiczną wagę.

W kontekście wydarzeń w Europie oraz rosnących zagrożeń bezpieczeństwa, symbolika „Wojny” utrwalana przez USA może wywoływać napięcia i dyskurs o roli prewencji i dyplomacji versus eskalacja militarna.

Podsumowując, rzekome mianowanie Pete’a Hegsetha „Sekretarzem Wojny” i rebranding na „Departament Wojny” to przede wszystkim gest symboliczny — mający oddziaływać retorycznie i wizerunkowo. Ale bez wsparcia Kongresu zmiana ta pozostanie powierzchowna. Jej najważniejszym efektem może być jednak impuls do debaty o etosie sił zbrojnych — zarówno w USA, jak i wśród sojuszników takich jak Polska — o tym, czy mamy kroczyć ścieżką obrony, czy ofensywy.